17 lipca 2016 r.
Po emocjach sportowych związanych z finałowym meczem Festiwalu Polo w Chushot Gongma, nadszedł czas na ceremonię zamknięcia tego corocznego wydarzenia. Zupełnie nie spodziewałam się, że dane mi będzie zobaczyć występy artystyczne grup etnicznych z tego regionu. Na boisku pojawiły się ekipy porządkowe, które w błyskawiczny sposób zaaranżowały scenę, rozkładając na ziemi dużego rozmiaru plandeki. Natychmiast przybyło mnóstwo ludzi pragnących z bliska zobaczyć artystów. Moja dobra miejscówka okazała się być nie najlepszą podczas tych pokazów. Mój obiektyw nie był dostosowany do zdjęć z tak dużej odległości, na dodatek stale ktoś mi zasłaniał pole widzenia. Pierwszym punktem programu była sztuka pt.: ”Abi –Apo” (babka-dziadek). Demoniczne stroje, świdrująca w uszach muzyka, uboga choreografia. Powiem Wam, dziwne to było!
Kiedy na scenę weszły niesamowicie ubrane kobiety i zaczęły tańczyć, nie wytrzymałam. „Brzezińska, rusz się, przecież musisz to sfotografować!” – powiedziałam sama do siebie. No i ruszyłam. Na pomoc rzucił się Sonam, przerażony na samą myśl, że może przytrafić się mi coś niedobrego. Przedrzeć się przez tłum ludzi nie było prosto, zaś przekonać strażników, by mnie wpuścili pod scenę – jeszcze trudniejsze. Pokazując Nikona powiedziałam, że jestem dziennikarką z Europy (takie niewinne kłamstewko) i podziałało! Mogłam usiąść na plandekach tuż przed występującymi artystami.
Zanim pokażę Wam galerię zdjęć, kilka słów na temat tradycyjnego stroju z regionu Ladakh.
Mężczyźni noszą grubą, wełnianą szatę zwaną „goucha”, zapinaną pod szyją i pachą, zawiązaną w talii kolorową szarfą znaną jako „skerag”. Ma ona około 2 m długości i 20 cm szerokości. Na głowach panowie noszą czapki zwane „usha par”, które mają okrągłą podstawę, a wywinięty brzeg zakończony jest rogami.
Kobiety noszą szatę zwaną „kuntop”, a na plecach kolorową chustę, tzw. „bok”, w której łatwo mogą umieścić dziecko lub inne załadunki. Często też odziane są w peleryny ze skóry jaka lub kozy dla utrzymania ciepła. Coraz częściej skóra zastępowana jest bardzo kolorowym materiałem z różnego rodzaju ornamentami. Włosy kobiet splecione są w dwa długie warkocze, a na głowach mają tzw. top hat (podobny do męskiej czapeczki) lub okazały „perak”.
Kiedy obok mnie przechodziły kobiety w perakach, zaniemówiłam z wrażenia. Od razu przypomniały mi się przepiękne portrety kobiet z Ladakhu wykonane przez mojego ulubionego fotografa Jimmy Nelsona. Prawdziwa szczęściara ze mnie! Co to jest ten perak? To ogromny czepiec będący symbolem statusu kobiety, jej bogactwa i pozycji społecznej. Typowy perak ma podstawę o długości około 1 m, wykonaną z brązowo lub czerwono zabarwionej skóry lub grubego filcu. Po ułożeniu na płasko, perak przypomina wężową skórę, która na kobiecej głowie wygląda jak podniesiona kobra gotowa do ataku. Podobieństwo to, wzmagają dwie klapy na uszy z czarnej wełny. W ikonografii hinduistycznej i buddyjskiej kobra z rozszerzonym kapturem symbolizuje ochronę boga, a tu przez analogię zapewnia ochronę użytkowniczce peraka.
Większość widocznej powierzchni peraka pokryta jest turkusami. Określenie perak pochodzi od lokalnego słowa „per” oznaczającego turkus. Od 100 do 400 kamieni może być ułożonych w 3,5,7 lub 9 rzędach, w zależności od pozycji społecznej osoby noszącej czepiec. Oprócz turkusów mogą znaleźć się tu inne kamienie takie jak: karneol, koral, masa perłowa, czy nawet bursztyn. Najbogatsze kobiety mają też ozdobę boczną, składającą się z dziesięciu sznurów korali zawieszonych na srebrnym pasku z tyłu, po lewej stronie. Metalowe ozdoby są kolejnym elementem peraków. Natomiast najważniejsze jest złote lub srebrne pudełko tybetańskie zwane „ga”, umieszczone centralnie wśród turkusowych kamieni. Waga peraka waha się od 2 do 8 kg! Jest to cenny posag jaki otrzymuje najstarsza córka od matki przy zamążpójściu. Kiedy kobieta nie ma córki, jej perak może zostać odziedziczony przez bliską krewną. Czasami kobieta oddaje go klasztorowi buddyjskiemu.
Kobiety na nogach noszą buty z zadartymi noskami wykonane z wełny jaka zwane „papu”.
Bogactwo strojów robiło wrażenie, natomiast sam taniec już niekoniecznie. Panie wolniutko dreptały w miejscu. Posuwały nogę za nogą i od czasu do czasu wykonywały powolny obrót. Zupełnie jakby nie chciały tracić energii. W końcu ¾ roku to sroga zima w Ladakhu. Tańce w parach miały już w sobie nieco więcej życia, ale i tak daleko im do naszych oberków, mazurków, czy kujawiaków 😀
poprzednie posty z tej samej podróży:
http://rajzefiber.cba.pl/hemis-i-ranchos-school-w-shey/
http://rajzefiber.cba.pl/festiwal-polo-ladakh-2016/
http://rajzefiber.cba.pl/matho-stok-i-baktriany/
http://rajzefiber.cba.pl/ladakh-kraina-wysokich-przeleczy/
http://rajzefiber.cba.pl/keylong-aklimatyzacja/
http://rajzefiber.cba.pl/w-drodze-do-keylong/
http://rajzefiber.cba.pl/z-hajerem-w-manali/
http://rajzefiber.cba.pl/manali/
http://rajzefiber.cba.pl/dharamsalamcleod-ganj-sladami-dalajlamy-cz-2/
http://rajzefiber.cba.pl/dharamsalamcleod-ganj-sladami-dalajlamy-cz-1/
http://rajzefiber.cba.pl/no-to-jadymy/
Warto było się przepychać – piękne zdjęcia 😍.
Cieszę się, że Ci się podobają :*
W kilku słowach:
Gdzie diabeł nie może tam Magdę pośle 😉
A jak! 😀